wtorek, 7 czerwca 2016

Moja podwójna mleczna droga



     Gucio i Leoś kończą jutro sześć miesięcy. Powoli przygotowuję się do rozszerzania ich diety - ale idzie mi to wyjątkowo opornie. Z mojego doświadczenia bowiem moment podania marchewki, jabłuszka, kaszki to po prostu początek końca mojej mlecznej drogi... Stopniowo inne posiłki eliminują kolejne karmienia piersią. Dlatego ogromnie się cieszę, że zdążyłam jeszcze wziąć udział w fantastycznym projekcie The Milky Way - projekt fotograficzny. I to z dwójką karmionych piersią osesków! Mam fantastyczną pamiątkę z tego magicznego okresu w naszym życiu, gdy jesteśmy ze sobą całkowicie połączeni - we trójkę :D





     Przyznaję bez fałszywej skromności: JESTEM DUMNA! Udało mi się karmić piersią moje bliźnięta na pewno sześć miesięcy, a pewnie uda się dłużej. Moje maluchy ważą już ponad 7,5kg, mają ok 70cm i naprawdę wydają mi się ogromni. Byli tacy maleńcy, gdy się urodzili... Prawdziwe tyciaki! Patrząc na nich jestem tak po zwierzęcemu, prymitywnie dumna, że na mojej piersi tak pięknie urośli :D

     A tak się bałam, że mi się nie uda! Na wieść o bliźniętach byłam przerażona. Mając doświadczenie karmienia wyłącznie piersią na żądanie mojej starszej trójki, czułam, że podwójne karmienie jest po prostu niemożliwe. Pamiętam wielogodzinne sesje karmienia, szczególnie wieczorne, gdy karmienie trwało po trzy godziny, a ja z pilotem w ręku nie ruszałam się z kanapy. Tutaj było to jakby logistycznie nie do zrobienia! Wyobraźnia podsuwała mi obrazki, na których jeden był karmiony piersią, a drugi płakał wniebogłosy. Dlatego założyłam od razu, że siadając do karmienia będę karmić jednego z piersi, drugiego, w tym samym czasie, z butelki. Jak to zwykle bywa, życie mnie po prostu zaskoczyło. Okazało się, że moje obawy zupełnie niepotrzebne, choćby z jednego powodu - moje chłopaki nigdy nie są głodni w tym samym momencie, chyba, że wrócimy z baaaaardzo długiego spaceru. Ale i wtedy potrafią zaczekać cierpliwie.

     Tutaj muszę nadmienić - nie karmię moich chłopców jednocześnie z dwóch piersi. Zawsze pojedynczo. Owszem, przyznaję, byłam i jestem mocno zblokowana, ale spróbowałam - nie raz, a co najmniej kilka razy. I przekonałam się, że to po prostu nie jest dla mnie. Po pierwsze, bardzo źle się z tym czuję, totalnie bezbronna, nie panując nad sytuacją. Po drugie - jest to dla mnie bardzo niewygodne. Nie żałuję tego - wręcz dostrzegam plusy. Karmienie pojedynczo daje nam to czas tylko dla siebie, kontakt jeden na jeden, a moje maluszki nie dorastają w poczuciu totalnego tandemu. Znajduję czas dla nich indywidualnie. Myślę, że i dla nich, i dla mnie jest to bardzo ważne.



     Mamy bliźniąt pytają mnie często, jak mi się udało z tym podwójnym karmieniem, czy to dla mnie trudna walka. Otóż, nie mogę wam nic doradzić. Nie walczyłam z całym wszechświatem o to drogocenne mleko. Po prostu mi się udało. Jestem szczęściarą, która niemal od pierwszych dni miała wystarczającą ilość pokarmu dla dwóch maluchów (niemal - dwie doby maluszki musiały być dokarmiane i miałam nakaz dokarmiania modyfikowanym mlekiem przez pewien czas, bo bardzo mocno spadły na wadze. Jedna porcja mleka modyfikowanego na dobę została z nami do dzisiaj, na noc - wierzę, że dzięki temu udaje mi się wyrwać te pięć godzin bez pobudki. Ani przez moment nie zmniejszyło to siły ssania moich chłopców, ale to może być wyjątek potwierdzający regułę - nikogo do dokarmiania nie namawiam, ale zostawiam własnemu rozsądkowi, wyborowi i obserwacji).
Karmię naraz jednego chłopca z jednej piersi, po chwili krótszej lub dłuższej - drugiego karmię z drugiej. Nigdy mi się nie myli, bo siłą rzeczy zawsze jedna jest pełniejsza od drugiej! I dzięki temu systemowi wiem też, że porządnie się najadają, nie tylko pierwszym pokarmem, który jest rozwodniony, ale i tym tłustym, z głębi. Myślę, że mam po prostu szczęście - mając po prostu prawdziwe głodomorki, które od pierwszych chwil mocno walczą ssaniem o mleko dla siebie.


     Pisząc ten post zdałam sobie sprawę z pewnej - w moim pojęciu - strasznej rzeczy. Musiałam napisać kilka wersji postu, bo po prostu nie chciałam szerzyć terroru laktacyjnego. A tak mi wychodziło - pisząc, jak ważne jest dla mnie doświadczenie KP, jak drogocenne jest mleko matki, właśnie na to wychodziło. I zła jestem na ten stan rzeczy: do czego to doszło, że muszę łagodzić to, co do was piszę?! Żeby przypadkiem nie urazić żadnej ze stron tego chorego konfliktu - KP czy MM? To naprawdę musi być jak stygmat? KP - dobra matka, MM - zła matka? A w życiu! W cholerę z tym! Dobra matka to ta, która karmi. Owszem, sama wierzę w drogocenną moc ludzkiego mleka. Wierzę, że skoro jestem ludzką samicą, mam swoje ludzkie mleko dla swoich ludzkich dzieci. I że natura dała najlepszą możliwą mieszankę, która najlepiej zaspokaja potrzeby moich dzieci.
ALE jednocześnie mam na tyle otwarty umysł, by po pierwsze uznać, że nie wszyscy mają tyle szczęścia co ja, że nie muszą walczyć o pokarm z całych sił. Ja nie musiałam, łatwo mi przyszło, owszem, nie piję, nie palę, ale też nie utrzymuję żadnej specjalnej diety - moim maluchom nic w tym, co jadłam, nie przeszkadzało. Nie mają alergii, nietolerancji. Wiem, że wiele kobiet boryka się z trudnościami, o których ja nie mam pojęcia. Prędzej lub później odpuszczają KP i ja nie widzę w tym nic zdrożnego. Niektóre decydują, że nie podejmą walki o pierś jeszcze przed porodem. Nie rozumiem tego, ale nawet się nad tym nie zastanawiam - to jest tylko i wyłącznie ich wybór. Nikt dla mnie z tego powodu nie jest gorszy, a tym samym, żadna matka karmiąca piersią nie jest lepsza od tej, która karmi sztucznym. Jak widzę uśmiechniętego, szczęśliwego bobasa, to tak samo się cieszę, bez względu na to, czy jadł z piersi czy nie. Każda z nas dostała w prezencie rozum i wolną wolę. I tego się trzymajmy. OK? Bardzo was proszę o powstrzymanie się od wojny w komentarzach, pewnie już wiele razy mówiłyście swoje zdanie, wiele takich dyskusji już czytałam i chyba nie mam ochoty czytać ich więcej. U nas, w BPM, jesteśmy przyjazne wszystkim mamom, które chcą dobrze dla swoich dzieci. A jak to dobro rozumieją to nie jest nasza sprawa.



     Ale miało być dzisiaj o czymś innym :D Zajrzyjcie na stronę The Milky Way - projekt fotograficzny.  - zobaczycie przepiękne zdjęcia udowadniające, jak piekne i naturalne jest karmienie piersią. Owszem, to propagowanie karmienia piersią, bo to naturalne karmienie dla ludzi. Tak nas natura stworzyła, wyposażyła w pokarm dla naszych dzieci, jak każde inne zwierzę. Identyfikuję się z tą ideą - jednocześnie starając się służyć tylko dobrym przykładem, że KP bez problemów jest możliwe i warto chociaż spróbować. Dlatego ucieszyłam się z zaproszenia do sesji. Ale w tym projekcie chodzi jeszcze o coś innego i z tą ideą identyfikuję się z całą mocą. Chodzi o to,  by uświadomić przede wszystkim samym matkom, ale także wszystkim potencjalnym świadkom, że karmienie piersią jest po prostu naturalną czynnością. Nie jest obnażaniem się w miejscu publicznym, nie jest intymnym załatwieniem potrzeb fizjologicznych. MOJE DZIECKO NIE JE W TOALECIE. Moje dziecko nie je wtedy, kiedy ja mam ochotę, odpowiedni czas i gdy znajdę bezludne miejsce. Je wtedy, kiedy jest głodne i tam, gdzie jest głodne. Oczywiście, nie w tłumie, nie w kolejce do kasy, nie w przeciągu. Znajduję miejsce, gdzie mogę spokojnie przycupnąć, by nakarmić swoje dziecko. Ale czy to jest ławka w parku, stolik w galerii handlowej, kawałek trawnika, plaża nad jeziorem w upalny dzień - OK! Czy ktoś jest obok czy nie - nie ma problemu! Moja karmiąca pierś nie jest symbolem seksualnym. Moja karmiąca pierś jest symbolem macierzyństwa. Kropka!








Zdjęcia: Rafał Mroziński TROCHE FAJNY FOTOGRAF
Organizator: Joanna Mrozińska TROCHE FAJNA MAMA
Bardzo dziękuję za zaproszenie do sesji i cudowne zdjęcia na pamiątkę! 

~P.



22 komentarze:

  1. Bardzo fajnie, że podzieliłaś się z nami swoim niezwykłym doświadczeniem. Masz wszelkie powody do bycia dumną mamą. Ja mam dwumiesięczne bliźniaki i niestety nie udało mi się karmić naturalnie. Jedno dziecko jest dwa razy mniejsze wagowo od drugiego, jakiś czas spędziło w inkubatorze. Drugie karmiłam tylko z miesiąc, mimo bardzo dużej chęci karmienia obojga. Nie dałam rady organizacyjnie, psychicznie, sama nie wiem jeszcze jak. Uważam, że wszystkie matki karmiące naturalnie zasługują na podziw. Poświęcacie dzieciom na to mnóstwo czasu, swojej energii i dajecie razem z karmieniem ogrom miłości. Ja swoim daję w inny sposób chociaż karmiąc butelką. Jednak gdzieś w środku żałuję tej ogromnej bliskości i naturalnej więzi. Mam nadzieję, że stwarzam ją każdego dnia inaczej. Pozdrawiam ciepło także z Gdańska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uważam, że każda mama zasługuje na podziw :) ja na przykład podziwiam mamy karmiące butlą, bo dla mnie wstawanie w nocy i szykowanie mleka to jakaś masakra.. cieszę się, że mam mleczne piersi, biorę dziecko do łóżka i w 10 sek śpimy ;)

      Usuń
  2. Ja wiem że to pierdoła ale Rafał chyba powinien być podpisany "troche fajny fotograf" a nie inny. Wybacz ale mnie to zmyliło;)
    A zdjęcia przecudne... Myśle ze to temat żywy dla osób które jeszcze dzieci nie maja, ale chcą je mieć. Te ktore juz mają raczej maja wyrobione zdanie. Cieszę się że są takie akcje, bo i piękne, i o czymś ważnym. Bo nie rozumiem jak na tych portalach pełno zdjeć z cycami na wierzchu, i nikt sie nie burzy, a na zdjęcia karmiących matek patrzy sie krzywo...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi :) Też tego nie rozumiem. Szum informacyjny czy co..

      Usuń
  3. no i kropka. nie ma lepszych czy gorszych - miłość do dziecka jest niewyobrażalna I nie moze byc oceniana ! ❤️ a zdjecia cudowne, taka pamiątka..

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję!! I zazdroszczę.. ja przy k. Miałam tylko 2 miesiące pokarm.. cudowne i urocze zdj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pati super post i fantastycze fotografie. Gratulacje dla troche fajnego fotografa i troche fajnej mamy :) swietna pamiatka! Pozdrawiam w przeddniach porodowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia ciekawa akcja. Oczywiście żadna kobieta nie jest gorszą mamą tylko dlatego, ze karmi mm, ale szkoda, ze tak malo się mówi o doradcach laktacyjnych. Przy pierwszym dziecku w szpitalu nikt nie umiał mi dobrze przystawić dziecka, położne zwalały to na budowę piersi (sporo moich koleżanek tez przez to przechodziło). Miałam wielki stres, że malutka będzie głodna. Po powrocie do domu zdecydowałam sie na prywatną wizytę pani doradcy laktacyjnej (najlepiej wydane 150 zl, a jaka osczednosc potem na mm) i po 15 min wiedziałam, jak przystawiać, a po godzinie znałam z 5 wygodnych pozycji do karmienia (lekcja była w domu, więc od razu wiedziałam, gdzie potem będzie wygodnie). Dziewczyny, położne / lekarze ginekolodzy i pediatrzy nie zawsze potrafią pomóc, warto prosić o pomoc specjalistę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie to napisałaś! Ja jestem jedną z tych mam, które borykały się z alergami i zrezygnowałam z KP wcześniej niż chciałam. Dostało mi się oczywiście, że powinnam bardziej walczyć i jestem omamiona przez marketing, itp. Jakoś nauczyłam się z tym żyć, choć było ciężko. Zwłaszcza przy pierwszym.
    Mimo wszystko bardzo mi się podoba ta akcja z "przodownicami pracy" 😉 Piękne zdjęcia na pamiątkę pięknego czasu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja karmiłam oboje mlekiem modyfikowanym. Przy pierwszym dziecku myślałam o karmieniu piersią,ale nie miałam pokarmu, a syn był głodny, wiec dałam mu jeszcze w szpitalu bebilon. Córko razu karmiłam m.m.oboje uwielbiali smak mleka bebilon i pili bardzo długo. Uważam,że dałam im sporo miłości, nawet wtedy, gdy karmiłam mlekiem modyfikowanym. Przecież liczył się sam moment karmienia. Ale Tobie gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i jeszcze raz powiem, że to miłość czyni z nas matki - nie cycek ;)

      Usuń
  9. ciesze się że napisałaś o KP ja właśnie mam problem bo starałam się moje bliźniaki karmić równocześnie i przez 2 miesiące nieźle się to sprawdzało a teraz jest jakiś mega problem bo maluchy wcale nie chcą się przystawiać i zaczęłam dawać im mm ale staram się walczyć o pierś odciagam itp.. Jak organizacyjnie pogodziłaś karmienie w różnym czasie jak z wyjściami na spacer itp???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze miesiące ciężko było mi się zebrać na spacer, ale teraz już z górki ;)

      Usuń
  10. Przepiękne zdjęcia, a maluchy cudowne. Z resztą obserwuje regularnie. Kiedyś karmienie piersią w miejscu publicznym wydawało mi się czymś kompletnie nie dla mnie. Nie miałam dzieci i wystawienie piersi na widok publiczny jakoś mnie odrzucało. Od kiedy zostałam mamą moje podejście zmieniło się o 180 stopni. Co prawda przez pierwszy miesiąc unikałam karmienia na mieście, ale wynikało to głownie z faktu, że jeszcze nie zawsze potrafiliśmy się sprawnie zgrać. Potem wybierałam trasy, gdzie po drodze mogłam wejść do galerii z pokojem dla mamy i dziecka, a jednocześnie nie było to miejsce w kiblu za rurą za przeproszeniem. Obecnie po dwóch miesiącach karmie tam gdzie Fasol jest głodny, szukamy sobie spokojnego miejsca i karmimy. Póki co nikt mi jeszcze uwagi nie zwrócił, może mam szczęście, bo ludzie raczej się dyskretnie uśmiechają i idą dalej :) Natomiast co do mm, w szpitalu dokarmiałam bebilonem, bo wydawało mi się, że coś nam to karmienie nie idzie, brodawki mnie bolały, więc stwierdziłam, że pewnie źle przystawiam. Nikt mi nie powiedział, że tak to się zaczyna, zanim się brodawka zahartuje. Dopiero w dzień przed wyjściem okazało się, że przystawiamy się świetnie, a ból minie za dzień czy dwa. Mimo to nie miałam wyrzutów sumienia, że dokarmiam mm, zamiast szarpać się z cyckiem. Dziecko chciało jeść, dziecko dostało jeść, a potem się tuliliśmy. Nie ważne jak karmisz, ważne że kochasz. Się rozpisałam :)

    Jo Jenkins
    http://jojenkins.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie samo zdanie i też na początku z bólu nie mogłam wytrzymać - przy pierwszym synku :) Pozdrowienia!

      Usuń
  11. Zdjęcia są przecudne
    Moje kp jednego dziecka, synka, było inne
    Było trudne
    Karmiłam 9 miesięcy, w maju synek nie chciał ssać (po wprowadzeniu wielu innych posiłków)
    Jest Pani piękna, wyglądacie szczęśliwie

    OdpowiedzUsuń