sobota, 15 lutego 2014

Nadmorskie klimaty... czyli BPM z morza i marzeń



   
      Urodziłam się w Gdyni. Mój dziadek, odkąd skończył 17 lat, był marynarzem i zwiedził dosłownie cały świat... I opowiadał mi tysiące przygód, jakie spotkały go w podróży, pokazując pamiątki z najodleglejszych krajów. W czasach, gdy podróż do NRD była nie lada luksusem, ja słuchałam opowieści o Czarnym Lądzie i o dzikich, o słoniach, o australijskich kangurach (pal licho, czy dziadek naprawdę je widział :)) ). Jak byłam mała, dziadek był już na emeryturze i to on się mną zajmował, gdy rodzice szli do pracy. Codziennie prowadził mnie na spacer na gdyński bulwar, oprowadzał po statkach cumujących przy Skwerku Kościuszki, a ja nieświadomie wdychałam jod i po prostu wrastałam... w morze.





Nie wiem, czy można mieszkać nad morzem i nie być jego częścią - ja taką częścią po prostu się stałam. Nie mogłabym mieszkać nigdzie zdala od niego, bo jestem chora, gdy przynajmniej raz na tydzień, dwa nie pójdę na spacer plażą czy bulwarem. Chociaż na 5 minut muszę stanąć i zapatrzeć się w tej najpiękniejszy horyzont, bezkres, za którym z pozoru nic nie widać - a za którym czeka cały świat... Ten widok niesamowicie mnie uspokaja, mam wrażenie, jakby wszystkie toksyczne pierwiastki z mojej duszy - cały stres, złe słowa i emocje - rozpierzchały się pod ogromem tego spokojnego majestatu.

Ostatnio Gdynia - miasto z morza i marzeń - obchodziła 88 urodziny otrzymania praw miejskich. W 88 lat zaledwie Gdynia stała się najlepszym miastem do życia w Polsce. Wg rankingu z 2013r bardzo dobrze jakość życia ocenia aż 41% mieszkańców. To miasto, które dynamicznie się rozwija, stwarzając ogromne zaplecze możliwości dla wszystkich dziedzin - nauki, biznesu, rozrywki... i jest po prostu... najpiękniejsze.



Całe życie tu mieszkałam, bliżej lub dalej od centrum, ale chodziłam do najstarszej gdyńskiej szkoły - na 10 lutego, a do liceum - na ulicę Wolności; potem mieszkałam na Skwerku Kościuszki. Codziennie po szkole musiałam zrobić obowiązkowy spacer po Skwerku, a w liceum - codziennie przesiadywaliśmy 'na plaży'... ile wagarów tu spędziłam :D Rany, co drugi dzień ;) Kupowało się ćwiartkę chleba, dwa kiszone ogórki i sok pomidorowy. Czasem, w ramach wyjątkowego luksusu, croissanta lub kapuśniaka z Justynki... no dooobra, winiacze też, na spółę z koleżankami ;) ale to później ;)
Ilekroć byłam śmiertelnie (i zwykle nieszczęśliwie) zakochana w którymś z kolegów (a byłam baaaardzo kochliwa ;) ), cały smutek duszy musiałam leczyć widokiem z redłowskiego klifu. Najlepszy balsam na każde złamane serce..
A potem, jak zeszliśmy się z D. (dłuuuga historia, opowiem kiedy indziej), to właśnie na plaży, o północy, pocałowaliśmy się po raz pierwszy... i nogi dosłownie ugięły się pode mną - od tej miłości i od tego piękna wokół. Księżyc odbity na wodzie dosłownie nas dotykał... niesamowite...

Gdy urodziły się dzieci, to gdyński bulwar był ulubionym miejscem spacerów z wózkiem, potem, gdy chłopcy uczyli się jeździć na rowerach, też... Gdy przyjeżdża z Francji moja ukochana przyjaciółka, to również, tradycyjnie, włóczymy się po plaży i bulwarze, po prostu inne miejsce nie wchodzi nawet w grę, nogi prowadzą nas same :) Nie wiem, czemu tak jest, morze po prostu jest dla mnie jak magnes. Nie mogłabym żyć zdala od niego.

Teraz mieszkam w Rumi, tuż obok Gdyni, tak blisko, że nawet nie czuję, bym się wyprowadziła kiedykolwiek. Nawet jak mnie ktoś znienacka zapyta, skąd jestem, zawsze odpowiadam "z Gdyni", do Rumi nie mogę się przyzwyczaić. Co tu dużo mówić, gdziekolwiek bym finalnie nie zamieszkała, sercem zawsze będę stąd. Na aucie mam naklejkę "Gdynia - moje miasto" i gdy tylko na nią patrzę, czuję ogromne wzruszenie i dumę...


Moje chłopaki też podzielają moją morską pasję i spędzamy wspólnie godziny nad morzem, o każdej porze roku. Gonimy się po plaży, staramy się podejść jak najbliżej łabędzi i uciekamy przed nimi, gdy te się zdenerwują ;) szukamy razem bursztynów i innych morskich skarbów, jak "skamielin" na foto ;)


Ale chyba po raz pierwszy zatoka była tak mocno zamarznięta :)





Mama w obiektywie Filipa :)




I Maksa :)




Pływająca kra... wow.




Staramy się nie dokarmiać łabędzi. Czasem ciężko dzieciom odmówić, ale staram się im tłumaczyć, że nie powinniśmy. Na pewno nie chlebem - wpływa to bardzo negatywnie na ich układ trawienny. Poza tym dokarmiane - nie będą odczuwały potrzeby migrowania do ciepłych krajów. Nad wyraz często skutkuje to przymarzaniem ptaków w okresie mrozów :( Dziadek chłopców (tata D.) jest zapalonym rybakiem i często (zimą też) pływa w zatoce od strony Rewy. Często oswobadza uwięzione w ten sposób ptaki, ale niestety często jest za późno...





Z tej całej naszej miłości i poczucia przynależności do Gdyni i morza powstało nowe hasło reklamowe dla BPM :D Bardzo się z nim identyfikujemy ;)




Z tej samej miłości powstała też seria akcesoriów "BLUE MARINE" - czyli kocyki, poduszki z morskim motywem. Możecie je obejrzeć np tu:


oraz 


Dzisiaj pokażę Wam najnowsze dzieło z tej serii. Dzieło ogromne - bo koc był ogromny :D 160x230cm, w komplecie z poduszką :) Rany, ile się namęczyłam.. wielka forma to wielkie wyzwanie, szczególnie, gdy szyje się w warunkach domowych, jak ja... ;) rozplanowanie aplikacji na tak dużej powierzchni to kosmos. Dodatkowo, koc sam w sobie mega ciężki - 5m dresu swoje waży, ciężko operować takim ciężarem przy maszynie :)) Dobre 3 dni mi zajęło szycie i wykańczanie, ile razy miałam ochotę rzucić nim o ścianę, to wiem tylko ja i może Felek (chociaż mam nadzieję, że nie słyszał i nie zapamiętał ;))) ) :D Ale ostatecznie dałam radę i mam nadzieję, że nowy właściciel będzie zadowolona z efektu - ja jestem :D Oczywiście znalazłabym niedociągnięcia, ale tak skomplikowanych aplikacji na duży format nie naszywałam jeszcze, więc ostatecznie jestem zadowolona - ciekawe, jak Wam się podoba :) 



Mulinowe fale, zakończone guziczkiem ;)








Koc klasycznie jest dwustronny, z drugiej strony ma czerwony kolor i kontury naszytych z granatowej strony aplikacji.




Poduszka też jest dwustronna :) Uznałam, że granatowa słabo by się komponowała z kocem, byłoby zbyt jednostajnie, postanowiłam zatem zużyć materiał z aplikacji, w paski :) Moim zdaniem fajnie to wyszło :) 




Komplet gotowy do wysłania - z gratisem w zamian za zwłokę ;) Trochę mi zeszło z wykonaniem tego projektu, może dlatego, że wiedziałam na starcie, ile nerwów przyjdzie mi zjeść przy tej pracy ;)


I jak Wam się podoba? :D


~PaT

21 komentarzy:

  1. Piękna opowieść o Morzu (przez wielkie "M"), zwłaszcza, gdy ma się do niego 800 km... i najczęściej ogląda się je "wirtualnie" :) ale, ale wierzę, że w końcu uda się nam spakować "rodzinnie" do samochodu i wybrać w 10godzinną podróż, żeby Tam być :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam... najlepiej do Jastrzębiej Góry po sezonie :) Poza Gdynią, to moja ulubiona nadmorska miejscowość :))

      Usuń
  2. Ja co prawda jestem fanką górskich krajobrazów, ale wizja spacerów po plaży o różnych porach roku bardzo mnie pociąga. Zresztą chyba każdy przyzna, że wpatrywanie się w morze ma w sobie coś magicznego, wyciszającego, melancholijnego... Rozmarzyłam się :)
    A koc cudowny i ten kolor granatowy jest piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję... i chyba faktycznie, szum fal, spokój, a jednocześnie ta pierwotność i dzikość natury... :)

      Usuń
  3. No nie mogę... zakochałam się w tej opowieści, cudowna historia.. Sama jestem Gdynianką z krwi i kości, także doskonale rozumiem tą miłość i jedyny w swoim rodzaju klimat. Poruszyła mnie.. Mogłabym snuć bardzo podobną, kocham to nasze miasto :) Dziadek - do pozazdroszczenia, prosimy o więcej takich dziadków! Moje córki są szczęściarami, gdyż też mają takiego! A zestaw marynarski jest niesamowity.. Marzę o takim profesjonalnym szyciu. Nie wiem, jak się ma do niego moja dzisiejsza - pierwsza w życiu - poduszka, ale naprawdę bardzo się starałam. Jesteście zdolne i pełne ciepła. Gratuluję z całego serducha. Ściskam, Lola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Lola :)) Poduszka jest cudna, widziałam! Brawo :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh i ah! a komplecik cudny! idealny do pokoiku mojego najmłodzego lokatora :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Koc jest cudny :-) a wpis przeczytałam jednym tchem...pochodzę z dolnego śląska- Głogów,tutaj się urodziłam i wychowałam,tutaj mam najbliższą rodzinę, przyjaciół i znajomych...zawsze chciałam mieszkać nad morzem. Kocham je i ubóstwiam. Ale jakaś cząstka mnie pragnie pozostać w rodzinnych stronach...a morze??? Cóż odwiedzam co roku i mówię za każdym razem : Do Zobaczenia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mówią, że tam dom twój, gdzie twoje serce - coś w tym jest :) Cudownie, gdy możemy wracać w nasze kochane miejsca.. mam wiele takich miejsc, gdzie zostawiam kawałek siebie i zawsze mówię sobie - jeszcze tu wrócę :) I prędzej czy później, wracam.. jeszcze całe życie przed nami :))

      Usuń
  7. odnosnie wpisu olaaOlaola nasz dziadek najukochanszy ,bez pozy ,samo zycie. i mimo ze wam dziewczynki czyli tobie i soni poswiecal najwiecej czasu i uwagi to u mojego michla najbardziej widoczne sa namacalne dowody wiezi dziadkowe. wszystkie tatuaze miska zwiazane sa z tematyka morska kotwice ,rekiny statki zaglowce . to jest niesamowite jak misiek pali fajki doslownie tak samo jak gienek
    geny geny

    OdpowiedzUsuń
  8. To prawda, te tatuaże... i geny :) Nie da się ich oszukać. A dziadek był jedną z najbarwniejszych postaci w naszym życiu, ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami..

    OdpowiedzUsuń
  9. Pat, Pat, Pat! Ja się w Gdańsku od pierwszego wejrzenia zakochałam. W Gdyni byłam do tej pory ze trzy albo cztery razy, ale teraz mam przynajmniej powód, żeby wsiąść w SKM i umówić się z Tobą na kawę... albo na gofra przy marinie :DDD

    Komplet piękny! Na urodziny Buddy będę chciała zamówić wasze gacie z zębiskami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha zębate to nie u nas! To u Zombie Dash, polecam na max :)))
      A na tą kawę - jak tylko będziesz chciała, mów i lecę :))

      Usuń
  10. Czaderski komplet:D Jak zwykle u Bogiń ;)
    Pozdrowienia!:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Ahhh łabędzie <3 Bardzo mi się podoba motyw marynarski więc strzał w 10!:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne! Rany, uwielbiam Wasze uszytki... Dziś mąż mi kupił maszynę doszycia - to było moje marzenie. Zaczynam więc niebawem przygodę z szyciem - choc NIGDY nawet nie siedziałam jeszcze przy maszynie :) Trzymajcie za mnie kciuki!

    OdpowiedzUsuń